Dziś chciałbym napisać o ostatniej o tym jak wiele wspólnego ma wycieczka na Snowdon oraz aktywne trzeźwienie.
Jakiś czas temu wraz z moim przyjacielem Petrem doszliśmy do wniosku ze trzeba ruszyć tylna cześć ciała i pojechać gdzieś w górki. Planów było kilka ale zwyciężył projekt Snowdon, ale nie byle jaki Snowdon. Nasz plan zakładał wyjście najtrudniejsza droga , przecież ja sam śmigałem tak niedawno po tatrach a Petr tez kondycje niczego sobie ma.
I tak w ostatnia sobotę wylądowaliśmy w Pen-Y-Pas i zaopatrzeni w wodę jedzonko i dobre ubranie ruszyliśmy z ambitnym planem przejścia drogi Crib Goch. Tak wiec ruszyliśmy w górę i na początku szliśmy wygodna ścieżka która po około godzinie doprowadziła nas do odbicia na właściwa drogę. Pełni zapału i entuzjazmu pocwałowaliśmy wręcz po niej.
Pogwizdując radośnie i podskakując jako te dwa źrebaki pędziliśmy sobie do góry do momentu aż natknęliśmy się na trojkę zapaleńców którzy utknęli w ścianie i nie wyglądali na zbyt zadowolonych z tego faktu. Po krótkiej wymianie uprzejmości okazało się ze nie maja za bardzo pomysłu na dalsza wspinaczkę w związku z czym my sami zaczęliśmy szukać alternatywnej(łatwiejszej) drogi.
Ja po śladach pozostawionych po innych wspinaczach podarzyłem do góry, nie było to bardzo wymagające ale lepiej czułbym się mając kawałek liny. Petr za to kategorycznie stwierdził ze ta droga mu zupełnie nie leży i zaczął trawers w lewo w poszukiwaniu czegoś bardziej przystępnego. Po krótkiej chwili znalazł mila oku ścieżynkę która trawersowała górę. I pewnie byśmy nią podążyli gdyby nie była to ścieżka dla owiec i przez te owce wydeptana. Jako ze owce w górach radzą sobie lepiej oraz ważą zdecydowanie mniej od waszego pokornego sługi, zdecydowanie nie podobał mi się potencjalny i jakże prawdopodobny upadek.
Ostrożnie wróciliśmy do punktu w którym ostatnio widzieliśmy nasza trojkę i widząc ze nadal motają się po ścianie tam i z powrotem zdecydowaliśmy ze jednak my nie mamy ochoty na dosyć chaotyczne ruchy w dość trudnym terenie i wybieramy ta łatwiejsza drogę na szczyt. Tak wiec wróciliśmy do rozwidlenia i podążyliśmy ścieżka Pyg Trak na Snowdon.
Tutaj chciałbym wreszcie wyjaśnić co wspólnego ta wycieczka ma z moim aktywnym trzeźwieniem, a ma sporo. Wybierając trudniejsza drogę byłem przekonany ze dam rade ja przejść, niestety kiedyś pewnie tak by było ale wraz z upływem czasu moje zdolności wspinaczkowe, obycie z skala się zatarły. W związku z tym te warunki były dla nas zbyt wymagające i dlatego zawróciliśmy.
Analogicznie do mojego zdrowienia. Jeśli moje działania nie przynoszą efektu, lub droga która podążam nie daje zamierzonych efektów, zmieniam sposób postepowania. W tym konkretnym przypadku zawróciliśmy i wybraliśmy inna drogę. Tak samo jaki osoby które trzeźwieją wybierają swoja drogę do trzeźwości tak samo i my wybraliśmy drogę na Snowdon. Drogę która dala nam mnóstwo radości bez potencjalnych niebezpieczeństw. Nie mogę stwierdzić która z nich jest lepsza dla innych, mogę za to powiedzieć która jest najlepsza dla mnie.
Idąc ścieżka Pyg Trak uświadomiłem sobie znowu ze moje życie ma ścisły związek z Dezyderata, ściśle w tamtym momencie z fragmentem – „bez żalu wyrzekając się przymiotów młodości, ciesząc się tym co lata niosą”
Tak rozważając wyszliśmy na na przełącz, a później na szczyt Snowdonu.
Wracając, wybraliśmy bardzo przyjemną ścieżkę do Llaberis – Llanberis Path. Podziwiając piękne widoki podążyliśmy w dolinne.
Dziękuję Ci Rafał z tak miła dedykacje, mam nadzieję że mnie kiedyś zamierzacie z Peterem tam
Dareczku, na pewno następnym razem zabiorę. A tak swoja droga to co myślisz na temat wypadu na Pen – Y – Fan ? Trochę bliżej, trochę niżej, ale tez bardzo fajna górka.
Szkoda ze zapominamy o tym co daje nam tyle szczescia. Takiej satysfakcji ze to zrobilem, Ze sie udalo, dokonalem tego . Ja uwielbiam to uczucie, robi sie tak cieplutko na duszy I taka duma rozpiera mnie w srodku.
Chyba musze ustawic sobie raz w miesiacu przypominaczke w telefonie: dzisiaj poprawiam sobie humor IDE W GORY!!!
Gratuluje sukcesu I patrze z zazdroscia na te piekne widoki